Mikołajki
Zamieścił o Brak komentarzy
głucho wszędzie...
Co to będzie?
Co TO będzie...
Bynajmniej nie dziady.
Nadszedł ten moment, aby zdradzić małe co nieco, co na placu boju nad morzem się dzieje. W tak
zwanym międzyczasie Pocoyo zakończyła trzeci miesiąc, a Morcheeba w całej okazałości obchodziła swoją
pierwszą osiemnastkę. Z obu psinek jesteśmy bezgranicznie dumni, a szczęście którym nas obdarowują to oczywista
oczywistość, bez której już od pierwszych dni nie wyobrażamy sobie naszego stadnego życia.
Po mała już nie jest. Obecnie to okazały osesek, o posturze słusznej baryłki podpartej
rozkraczonymi łapkami z finezyjnie zrolowanymi leginsami, wypełnionej zwykle do pełna zawartością miski z wodą, a
o wadze w ścisłych granicach dyszki. Nie ma co zwodzić, toż to prawdziwy diament. I owszem, póki co nieoszlifowany,
w stadium zgrubnie ociosanej pokaźnej bryły węgla. Bynajmniej nie dlatego, że wbrew wyznaczonym przez Mo standardom,
Po szczeka. W zabawie z Morcheebą, na palaczy z bloku na przeciwko, na nas gdy zbytnio ociągamy się z wyjściem za
potrzebą/ zaserwowaniem posiłku, na próbę założenia szelek, lub gdy na spacer wychodzi wyłącznie nasza
złotowłosa - na całe szczęście to wszystko już tylko w wyjątkowych okolicznościach. Z tą wodą to jednak jest
coś na rzeczy, bo wciągana jest w nieposkromionych ilościach, na tyle że miska kultywuje od pierwszych dni zasadzie
wielkiej dolewki. To zaś w konsekwencji prowadzi do regularnego - czytaj zagęszczonego w czasie - zażywania
świeżego powietrza. Po w tym względzie nie ma nic przeciw. Czy to pada deszcz, czy gdy mokro po goły jeszcze
brzuszek, ani gdy minus piętnaście, że o sporej ilości śniegu nie wspomnę. Rześko śmiga i żadne zawieje i
zamiecie nic nie poradzą. Z tym wszakże zastrzeżeniem, że gdy zawieje, to spacerujemy z wiatrem.
O wiele bardziej kolorowo przedstawia się aspekt konsumpcji. Eukanuba wciągana jest momentalnie, choć tylko w
dozwolonej przez nas ilości. Nic w tym nadzwyczajnego, niemniej jednak jest jeszcze ale. Pocoyo ma ochotę, dokładniej
ujmując wielkie ciśnienie, a dosłownie ADHD na jedzenie wszystkiego, co nie dla niej. Warczy na nas, gdy jem z moją
lepszą połówką, włazi na stół, chwyta talerze zębami i wylewa miski tłukąc w nie łapkami. O owocach czy
czekoladzie z grzeczności nie wspomnę. Jedzenie jogurtów, lub lodów -a jak!, to wysublimowana, ekstremalna i
niezwykle skomplikowana sprawa, niczym lądowanie na księżycu. Da się, ale od dwóch tygodni poprzeczka została
podniesiona na skrajnie wyśrubowany poziom, gdyż Pocoyo samodzielnie wchodzi na sofę. To, że potrafi z niej skakać
to jak jing i jang. Zawsze w komplecie. No a jeść na stojąco raczej praktykować nie zamierzamy. Cóż dieta i
tyle.
Skoro o zdobywaniu sofy już było to i o schodach słów kilka. Schody w górę pokonuje od niechcenia, ale z nutką
samozachwytu. W dół już też popełniła, ale ostatnimi dniami z wielkim brzuchem spuściła z tonu. Powoli, nie
ucieknie.
Charakter ma silny i zdecydowany. A tupet wręcz podręcznikowo dopasowany do obecnych wielkomiejskich
kanonów. Tu capnie, tam drapnie, przepcha się na pole position bez pokory, a za zniewagę tego co na zachwyty nie jest
skory, ukarze bez ceregieli paszczą zaciskaną z impetem, z wyraźnym akcentem na celowość braku wyczucia.
To,
że puszczona luzem na spacerze się nie słucha, goni wszystko co się rusza (z wyjątkiem dla samochodów, do których
przejawia zdrowy respekt) i nie reaguje na wołanie - wybaczamy z uśmiechem. Troszkę trudniej przychodzi nam
akceptacja jej niezdrowej fascynacji furniturami. No cóż, za boskie tulenie się, gruchanie do ucha, donośne
chrapanie, radosne machanie ogonkiem po powrocie z pracy, lizanie po twarzy bez końca, układanie się we śnie
poltachami na twarzy lub szyi, musi być przecież jakaś cena. Według nas Pocolinka traktuje nas bardziej niż ulgowo,
ale lepiej jej tego nie mówcie.
A co u Morcheeby? W dzieciństwie była wypisz wymaluj dokładnym przeciwieństwem
czarnej. Teraz nabrała słodkiego wigoru, jest grzeczna niczym anioł, ma świetną kondycję (1,5h biegu ciągiem w
śniegu po łokcie przy minus ośmiu Celsjuszach), częściej się tuli i łasi, i z niezwykłą "matczyną"
cierpliwością wychowuje z nami Pocoyo. Jest NAJ od A do Z. I to tylko za to, że przymykamy oko, na podjadanie karmy
Po, gdy ów oddala się na przerwę, by utopić wszystkie uprzednio wchłonięte groszki.
PS Jedno to co je łączy
w 100% - obcinanie pazurów w obu przypadkach to istna droga przez mękę
Brak komentarzy