Po balu
Zamieścił o Brak komentarzy
Jedni balowali, inni spali. Balował i bawił
się świetnie wraz ze swoją rodziną Nino, co zresztą widać na załączonym zdjęciu! Ach te niezmiernie twarzowe,
czerwone rogi! Zachwyt mój nad Ninem jest jak zwykle bezgraniczny. I pomyśleć, że rok temu rodził się u nas, a
dzisiaj światowiec z niego, mieszkający w stolicy, będący ozdobą domowych bali sylwestrowych i ukochany,
najdroższy pies Beaty, czasami zwany przez nią Pizdrykiem, czasami jeszcze INACZEJ, ale zawsze słodko i czule.
Nam noc minęła jak na sylwestrową wyjątkowo spokojnie. Amunicja skończyła się sąsiadom po pięciu minutach kanonady, a potem było już tylko cicho i sennie. Z naszych psów jedynie Pampus okazywał irytację wystrzałami, wskakiwał na parapet okienny i wyraźnie zdradzał chęć wyjścia z domu celem sprawdzenia co tam na zewnątrz tak się tłucze i świszczy. Reszta psiego towarzystwa nic sobie z wystrzałów nie robiła, podobnie zresztą jak i Naczelny, co to zajął się intensywnym oglądaniem telewizji, ale tak się przy tym zmęczył, że krótko po północy usnął jak kamień. Ja pokręciłam się jeszcze po domu raczej z wmówionego sobie obowiązku niż z konieczności, po czym poszłam w ślady Piotra i chrapiącego stada.
Spaliśmy wszyscy dobrze. Ewenement jak na noc noworoczną, nieprawdaż?
Rano psy pospiesznie opróżniły swoje miski, a pierwszą, co to zachłannie pochłonęła całą i wcale niemałą jej zwartość, była jak zwykle Bella. Widać, że dzisiaj jeszcze nie pora na rodzenie. Temperatura jej ciała w dalszym ciągu utrzymuje się w dolnych granicach normy, ale spokojnie, proszę! Mamy dopiero 61 dzień licząc od krycia i jeszcze troszeńkę czasu.
Nam noc minęła jak na sylwestrową wyjątkowo spokojnie. Amunicja skończyła się sąsiadom po pięciu minutach kanonady, a potem było już tylko cicho i sennie. Z naszych psów jedynie Pampus okazywał irytację wystrzałami, wskakiwał na parapet okienny i wyraźnie zdradzał chęć wyjścia z domu celem sprawdzenia co tam na zewnątrz tak się tłucze i świszczy. Reszta psiego towarzystwa nic sobie z wystrzałów nie robiła, podobnie zresztą jak i Naczelny, co to zajął się intensywnym oglądaniem telewizji, ale tak się przy tym zmęczył, że krótko po północy usnął jak kamień. Ja pokręciłam się jeszcze po domu raczej z wmówionego sobie obowiązku niż z konieczności, po czym poszłam w ślady Piotra i chrapiącego stada.
Spaliśmy wszyscy dobrze. Ewenement jak na noc noworoczną, nieprawdaż?
Rano psy pospiesznie opróżniły swoje miski, a pierwszą, co to zachłannie pochłonęła całą i wcale niemałą jej zwartość, była jak zwykle Bella. Widać, że dzisiaj jeszcze nie pora na rodzenie. Temperatura jej ciała w dalszym ciągu utrzymuje się w dolnych granicach normy, ale spokojnie, proszę! Mamy dopiero 61 dzień licząc od krycia i jeszcze troszeńkę czasu.
Brak komentarzy